Szanty, glany, adidasy

teatrW śląskich klubach studenckich miejsce studentów coraz częściej zajmują odziani w dresy młodzi gniewni i drapieżne, nieletnie wampy dodające sobie animuszu papierosem, bluzgami i mocnym makijażem.

Co ich tam ciągnie? – Atmosfera! – odpowiada bez namysłu 17-letni Tomek. – Tu powinni mieć wstęp wszyscy. W końcu ja też kiedyś chcę studiować. Czemu ktoś ma mi zabraniać wejścia? Trzeba się powoli zacząć przyzwyczajać. Są też tacy, którzy różnymi sposobami starają się przyciągnąć studencką klientelę.

– Przede wszystkim mamy dla studentów różne promocje. Staramy się organizować wiele atrakcyjnych imprez – karaoke, czasami koncerty – mówi Anna Bogucka-Jaroszek, właścicielka gliwickiego CD Pubu. Po chwili dodaje: Urozmaicamy menu nietypowymi daniami i drinkami. Ostatnio hitem jest chleb ze smalcem. Głośne imprezy organizowane są w klubie sporadycznie ze względu na protesty sąsiadów. CD Pub to raczej miejsce, gdzie można spokojnie porozmawiać przy nastrojowej muzyce. CD Pub spośród pozostałych gliwickich klubów wyróżnia się przede wszystkim przytulnym wystrojem i ciekawą historią. Zanim przekształcił się w klub studencki, był wypożyczalnią kompaktów, do której ściągały tłumy studentów pobliskiej politechniki.

– My nie mamy problemów z niestudentami – mówi z kolei Beata Ludwik z chorzowskiego Kocyndra. – Wstęp do nas mają tylko osoby z dowodami osobistymi i legitymacją studencką. Nasz klub obchodzi właśnie 35-lecie swojego istnienia i cieszymy się renomą. Studentów staramy się przyciągać przede wszystkim ciekawymi imprezami. Ciekawymi, czyli jakimi? W Kocyndrze organizowane są m.in. „Studenckie otrzęsiny” i „Student party”. Jest też hip-hopowo-bluesowo-jazzowy „Czarny poniedziałek” i nieco ostrzejszy „RockOcyndeR”. – Nie ograniczamy się tylko do koncertów i dyskotek – wkrótce odbędzie się tu przegląd krótkich amatorskich form filmowych z portalu Szorty.pl będący kontynuacją tego, który miał miejsce na festiwalu filmowym w Kazimierzu Dolnym. Występują u nas kabarety i teatry studenckie. Zaplecze mamy niezłe – klub dysponuje sceną i kompletnym nagłośnieniem. Jest też osobny pokoik dla VIP-ów.

Katowicki Teatr Korez, choć nie ma w nazwie słów „klub studencki”, w pełni zasługuje na to miano. Nie jest to wprawdzie miejsce, gdzie można posiedzieć ze znajomymi i wypić piwo, jednak ambitny repertuar, jaki serwują jego twórcy, ściąga wiele osób (nawet mimo dość wysokich czasem cen biletów, np. wejściówka na „Ballady kochanków i morderców” według Nicka Cave’a to wydatek rzędu ok. 25 złotych). Większość imprez organizują studenci, oni też dominują wśród publiczności.

Podobnie jest z katowickim Gugalanderem. Gdy odwiedzałem go, zbierając materiały do tekstu, odbywał się tam właśnie koncert Pidżamy Porno.

Widać zatem, że klub studencki można poznać nie tyle po wywieszonym nad drzwiami szyldzie, ale po atmosferze, jaka panuje w środku, imprezach, które są tam organizowane, i po odwiedzających go osobach.