Kluby studenckie
Historia klubu Amplitron nadaje się na grubą i ciekawą księgę.
Tutaj zamieszczamy jedynie skromny ogryzek, zmontowany biegiem przez kilka nocy,
aby zdążyć na złoty jubileusz Wydziału Elektroniki PW.
Szukamy zdjęć, dokumentów, wspomnień i chętnych do współpracy, bo te strony mogą być
naprawdę bogate. Mamy nadzieję, że znajdą się też kronikarze innych epok w historii klubu.
Co było dalej? Dalej było to, co i wcześniej, a nawet jeszcze bardziej.
Ciężka praca i niezła zabawa, stresy i satysfakcje. Tyle, że już w luksusach.
Styl klubu zmieniał się stopniowo, ale prawie niewidocznie. Ludzie też.
Aż wreszcie okazało się, że zamiast nas w klubie są młodsi.
Ten przedziwny, zaskakujący fakt zakończył epokę Paranoiku w klubie.
Czy to wszystko prawda? Nieomalże.
To oparta na faktach pamięć tamtych trudnych, radosnych, młodzieńczych lat,
kiedy wydawało się nam, że w życiu wszystko da się osiągnąć wiedzą i pracą.
Zdjęcia są prawdziwe, tylko trochę podrasowane, bo oryginały są bardzo złe.
Moja zielona gąsienniczka ( 'glizda’ ) przetrwała w oryginale do dziś.
Jeśli znajdą się inne dokumenty i wspomnienia, będzie można naszą prawdę
zbliżyć do prawdziwej prawdy. Ponadto jesteśmy na tropie bardzo ważnego
dokumentu, jakim jest Dziennik Pokładowy Klubu z tamtych lat.
Czy zawsze było ekstra? Nie zawsze. Były straszne błędy, wpadki i klęski.
Były animozje, awantury, nawet małe wojenki. Jak to w pracy na pełny gwizdek.
Ale to był margines. Najważniejszy dla wszystkich był kolejny sukces klubu.
Tylko kilka nazwisk? To prawda, a wybór jest też dziwaczny.
Tak nam po prostu pasowało do narracji, tak podpowiadała nam pamięć.
Tymczasem pełna lista ’ funkcjonariuszy ’ z tamtych lat może przekroczyć setkę.
A ocena ich zasług jest po prostu niemożliwa – każdy robił swoje, aby dobrze.
Weźmy na przykład literę B :
Monika Baranowska, dziewczyna-dynamit. Poruszała głazy.
Odeszła na zawsze przed największymi brawami.
Alek Białowiejski, czapka niewidka. Zawsze na zapleczu.
Rozwiązywał nam problemy nierozwiązywalne.
Michał Bogobowicz, kierownik klubu, jak już wspomniano.
Dopuścił do zaistnienia drugiej, naszej epoki w historii klubu.
Krzysztof hr. Biesaga, filar zespołu. Zawodowy kpiarz.
Znakomity aktor, podpora teatru i kabaretu. Wzorowy student.
i wystarczy na początek.
Jakie były imprezy? To temat na niezły podręcznik.
Sobotnie Party, czyli nieoficjalne wizytówki klubu, wyrosły z rutynowych,
sobotnich potańcówek ( dyskotek ). Były starannie przygotowaną improwizacją.
Miały swój tytuł, fabułę ( wątek ), scenografię, oraz tak zwany szczególny nastrój.
Zawierały występy, przedstawienia, zabawy, konkursy. Tworzyło to całość.
Muzyka do tańca była tylko ważnym uzupełnieniem. Nie tylko dyskotekowa.
Evergreen’y, zapomniane szlagiery, tańce klasyczne, pieśni, nawet marsze !
Najlepsze imprezy miały program muzyczny i kilku DJ-ów od różnych stylów.
Początkowo w programie przeważał kabaret ( seria Koktajlparty w Ambasadzie ),
później przeważały różne gry, zawody i konkursy ( np. Kasownikparty ).
Koktajle były mleczne, często fundowane przez towarzystwa antyalkoholowe.
W najlepszym okresie pracowały cztery zespoły i co tydzień było inne Party.
Średnio biorąc, co druga impreza była prawdziwym sukcesem.
Proszę sprawdzić, ile osób zmieści się na desce 80×80 bez treningu.
Tradycyjne Otwarcia Klubu to pouczający temat.
Kiedy Michał dał nam wolną rękę, postanowiliśmy zrobić Otwarcie Klubu.
Ten pomysł był bez sensu, ponieważ klub nie był wonczas zamknięty.
Podsunąłem absurdalne Pierwsze Tradycyjne i pomysł od razu chwycił.
Podobne absurdy znajdziecie w filmie MIŚ. To tamte czasy.
Sęk w tym, że później było kilka otwarć klubu, na przykład po remoncie.
I tak narodziła się nowa, świecka Tradycja Otwarć Klubu Amplitron.
Bardzo prosimy: ostrożnie z absurdalnymi pomysłami.
Kolejne Tradycyjne Otwarcia Klubu były największymi i najlepszymi imprezami.
Przygotowywane miesiącami, wykonywane pełnymi siłami, były niepowtarzalne.
Po remoncie Jego Magnificencja (a może Jego Patiencja) otworzył był klub
przez zabytkowy telefon. Po tej próbie rozpoczęto prace nad Internetem.
Otrzęsiny beanów były zawsze wymagane akademicką tradycją.
Wymagane od ZSP ( temat ), ZMS ( ideologia ) i Klubu ( technika ).
W dodatku u nas beanów przyjmowano na studia dwa razy w roku.
Mimo tych zawiłych układów otrzęsiny elektroników były na poziomie.
Mając przyjaciół wszędzie, szybko skasowaliśmy zbędne układy
i cała energia poszła w trzęsienie. Do tradycji dodalimy efekty specjalne.
Pod ręką był samochód, gotów odwieźć zbyt otrzęsionych na Hożą.
Po trzęsieniu były pląsy w dobrym stylu. Beany były zachwycone.
Odważyliśmy się też trząść na wyjeździe, w żeńskim akademiku.
Zakończenie Roku Kulturalnego w Stodole było urzędowym podsumowaniem
wydarzeń kulturalnych wokół Politechniki, a przy okazji wielką, całonocną fetą.
Imprezy główne typu wręczania nagród oraz centralna dyskoteka odbywały się
na głównej sali. Każdy klub miał też swoje 'stoisko’ na korytarzach Stodoły.
Amplitron był zawsze enfant terrible Politechniki, więc 'zsyłano’ nas w kąt.
Kupowaliśmy to. Przybywaliśmy zawsze silni i gotowi z ciężkim sprzętem.
W naszym kącie cały czas trwała zabawa i dobra dyskoteka DO ŚWITU !
Najlepszy DJ Politechniki otrzymywał od nas Złotą Płytę Chodnikową.
Miss Politechniki na rowerze bez pedałów i hamulca trochę krzyczała.
Krótko mówiąc, na forum ogólnym byliśmy lubiani częściowo.
Turnieje międzywydziałowe lubiliśmy wygrywać.Głównym problemem było to,
że wszyscy klubowicze chcieli wziąć w zawodach bezpośredni udział.
Nieprędko da się zapomnieć taniec łabędziątek ( Czajkowski )
w dziarskim wykonaniu czterech zwalistych chłopów.
Imprezy jednorazowe były dla nas szczególnym wyzwaniem.
Stare schematy zawodziły. Musieliśmy wymyślić coś nowego i niezwykłego.
W drugiej epoce klubu udawało się nam to zawsze.
A ponadto był dobry teatr, kilka kabaretów, wieczory, spotkania, grupy i tak dalej.